Spacer na Krywań Drukuj
Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 
Relacje - Trekking
Wpisany przez Wojtek   
wtorek, 24 marca 2009 22:43

Cel: Krywań
Data wyprawy: 2007-07-01
Uczestnicy: Paweł, Marcin i Karol
Warunki i przebieg wyprawy: zachmurzenie ogólne

Wszystko zaczęło się wcześnie rano. Umówiliśmy się w garażu Marcina o 4.00 w Rzeszowie. Ustaliliśmy trasę, odległość, jaką doliczyliśmy się to około 160 km. Jak się później okazało zrobiliśmy ponad 230 km a Marcin musiał dwa razy tankować samochód.

Do "Tri Studničky" dotarliśmy około 8.00. Oczywiści musieliśmy przejechać parking za pierwszym razem, taka tradycja. Wyruszyliśmy szlakiem zielonym. Po pierwszych 200 metrach Marcin udał się w ustronne miejsce i spędził tam ponad 15 minut, zużywając połowę rolki papieru toaletowego (strata czasu i papieru - ta rolka a była zapasem dla całej wycieczki). Pierwsza część podejścia to niewyobrażalny bieg Karola. Nie wiadomo jak to się stało ale Ja z Marcinem tylko mogliśmy patrzeć jak znika nam z pola widzenia. Nie pomogło nawet picie redbull'i. W miejscu złączenia szlaków zielonego z niebieskim "Rázcestie pod Krivaňom" zaczęła zmieniać się pogoda. Zaczęło być zimno mokro wietrznie. Po prostu dotarliśmy do pułapu chmur. Ubraliśmy wszystkie ciuchy jakie tylko znalazły się w plecakach z czapkami włącznie. Do szczytu sytuacja meteorologiczna nie uległa już zmianie. Na szczycie kilka fotek i dawaj do samochodów.
Zejście okazało się trudniejsze, ponieważ mijaliśmy tłumy ludzi wędrujących na tą symboliczną górę Słowacji. Krzyż z szczytu tej góry znajduje się w herbie Słowacji. Ponieważ podczas odwrotu pałeczkę lidera dzierżył Marcin, nie mogło odbyć się do drobnych przygód. Tak trzeba nazwać chwilę w której udało mu się sprowadzić nas ze nieźle oznakowanego szlaku. Na szczęście skończyło się na kilku obsunięciach i kilku strąconych kamieniach. Po tym manewrze Marcin został okrzyknięty "Hiper Fakirem" wycieczki. Ponieważ skrót zaprowadził nas na niebieski szlak kontynuowaliśmy zejście tą drogą. Żeby wrócić do samochodu musieliśmy przejść spory kawałek czerwonym szlakiem. Byliśmy już dość zmęczeni, a szlak ciągnął się jakby nie miał końca. Ścieżka prowadziła nas przez wyłomy leśne. Oczywiście wraz z połamanymi drzewami zniknęły oznaczenia szlaku. Skręcając w pierwszą polną drogę dotarliśmy do szosy. I tam znów odezwał się niezawodny instynkt Marcina, który podpowiadał mu że samochody są zaparkowane na lewo. Nie mając już zaufania do Marcinkowego instynktu, postanowiliśmy zatrzymać jeden z przejeżdżających samochodów celem zlokalizowania swojej pozycji na mapie. Nie było to proste, i trwało kilkanaście minut. Niewiadomo czy wyglądaliśmy jakoś dziwnie, czy bardziej pachnęliśmy swojsko ale, dopiero Marcin desperacko klękający na środku drogi ze złożonymi rękami zlitował dobrego Słowaka.
Jak okazało się samochody stały dwieście metrów dalej ale po prawej stronie. Była 16.00 Wsiedliśmy w samochody i każdy rozjechał się w swoją stronę. Jeszcze nie dojechałem do Zwardonia (przejście graniczne) kiedy zadzwonił Marcin z pytaniem czy nie mam mapy, bo jest gdzieś na drodze ale nie wie gdzie! Oczywiści przejście w Piwnicznej miał już dawno za plecami. To właśnie dla takich ludzi wynaleziono GPS!

Generalnie było fajnie, szkoda tylko, że nie dane nam było nacieszyć się widokami ze szczytu.

Uczestnicy:
Marcin Dudek (Członek KW BB od dwóch tygodni)
Karol (Po zejściu przyznał się że ostatnie 30 minut przed szczytem miał małego cykora)
Paweł Ząbek (kronikarz i bajkopisarz)

Paweł, Marcin i Karol - Krywań
 

Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. To find out more about the cookies we use and how to delete them, see our privacy policy.

I accept cookies from this site.

EU Cookie Directive Module Information